18.10.2015 r. 36°25,75?N 022°29,17?E
Zanim opuścimy naszą ukochaną Grecję i wrócimy na zimę do Polski, mamy jeszcze dość rozbudowany plan do zrealizowania. A plan ten przewiduje start z Aten, opłynięcie Peloponezu od wschodu, przez południe, a następnie zwiedzenie Wysp Jońskich po jego zachodniej części i dotarcie do portu w Platarii, gdzie Balaou zostanie na kilka zimowych miesięcy czekając na nowy sezon. Ale nie możemy też wypłynąć z Aten nie zobaczywszy dumy tego miasta i całej Grecji – Akropolu. Tyle razy staliśmy w Ateńskich marinach, ale jakoś nigdy do tej pory nie starczyło czasu na zobaczenie samego miasta… Wreszcie na koniec sezonu, gdy zmierzamy powoli do zimowych pieleszy, możemy sobie pozwolić na cały dzień wędrówek po Atenach i Pireusie, który jest nierozerwalnie związany z Atenami od czasów antycznych 🙂

Akropol w języku greckim znaczy ufortyfikowane wzgórze. I faktycznie mury obronne to najokazalsza jego część 🙂 .

Odeon Heroda na południowym zboczu wzgórza Akropolu uważany jest za największy (dla ok.6 tys. widzów) i najwspanialszy z odeonów starożytnych. Zbudowany został w 161 roku przez Heroda Attyka ku pamięci ukochanej małżonki, Aspasii Regilli 🙂 .

Po prawej stronie od Propylejów wznosi się mała, jońska świątynia Ateny Nike, czyli Przynoszącej Zwycięstwo 🙂 .

Jedną z najważniejszych budowli Akropolu jest Erechtejon ? świątynia zbudowana na cześć bohatera Erechteusza, poświęcona Posejdonowi i Atenie 🙂 .

Ale główną atrakcją jest oczywiście sławny Partenon – świątynia zbudowana z inicjatywy wielkiego Peryklesa w latach 447-432 p.n.e., na cześć bogini Ateny Partenos, patronki miasta 🙂 .

Widok ze starożytnego Akropolu na nowożytne Ateny, rozciągające się po horyzont, jest niesamowity… 🙂 .

U podnóża Akrpolu, na szczątkach starożytnych budowli, których nie sposób już poskładać w jakąś całość, wylegują się dziś koty… 🙂 .

Do wzgórza Akropolu przylega najstarsza dzielnica Aten, której znaczna część jest wyłączona z ruchu samochodowego i zamieniona na deptaki, a w kamienicach z XVIII w. ulokowały się małe sklepiki z pamiątkami i przytulne knajpki 🙂 .

Plaka to wyjątkowe miejsce w samym sercu Aten, obowiązkowo trzeba tu wypić choć małą, grecką kawkę 🙂 .

Po Akropolu, chyba dla kontrastu, wybraliśmy się do Pireusu, który dziś tworzy z Atenami potężną, ponad 5-milionową aglomerację 😉 .

Pireus był najważniejszym portem regionu już w starożytności, ze względu na idealne, naturalne ukształtowanie linii brzegopwej i doskonałe ufortyfikowanie. Dzielił się on na trzy mniejsze porty: Kantharos (dziś jest to główny port Pireusu), Zea (na zdjęciu – największa marina Pireusu) i Munichia (współcześnie zwana Mikrolimano lub Tourkolimano – druga co wielkości marina Pireusu) 🙂 .

Po kilku kilometrach przebytych pieszo wzdłuż brzegu Aten i Pireusu wracamy na Balaou, który stoi sobie na kotwicy w sąsiedztwie maleńkiej mariny Glyfada (fotka) 🙂 .

Przy spokojnym stanie morza kotwicowisko to jest naprawdę bardzo wygodną bazą i, co jest równie istotne, łatwo dotrzeć stąd do najważniejszych miejsc w Atenach 🙂 . Ale jeśli chce się zrobić zaopatrzenie na dłuższy rejs, napełnić wodą zbiorniki, uzupełnić paliwo, to nie ma innego wyjścia, jak przepłynąć 3,5 Mili na zachód do Mariny Alimos 😉 .

Tak więc przepłynęliśmy do Alimos, przygotowaliśmy Balaou na kilkutygodniowy rejs, a następnego dnia skoro świt oddaliśmy cumy i w drogę 🙂 .

A pierwszy nocleg był przy wyspie Poros, która już na stałe weszła do programu rejsów w pobliżu Aten 🙂 .

Ranek 15. października był dość wietrzny, co mimo krótkiego dnia dawało duże szanse na dotarcie do Monemvasii, 66 Mil na południe 🙂 .

Kapitan zadowolony 🙂 Baksztagowy wiaterek 15 węzłów, mała fala nie hamuje jachtu i słońce które skutecznie odpędza widmo jesieni… 🙂 .

Jednak w połowie drogi wiatr mocno osłabł, a ostatnie 10 Mil trzeba było płynąć na silniku… Ostatecznie nie mogliśmy jednak narzekać, bo zabrakło może 40 minut, żeby jeszcze przed zachodem słońca rzucić kotwicę w Monemvasia Bay 🙂 .

A nazajutrz znów pełne słońce i wiatr, który choć rano był delikatny, to już koło południa miał mieć siłę ok.25 węzłów – w sam raz, żeby szybko pokonać 40 Mil do Elafonisos (na południowo-wschodnim krańcu Peloponezu) 🙂 .

Między wysepką Elafonisos a Peloponezem bardzo szerokim pasem rozciągają się płycizny, które najczęściej mają 1-1,5 metra głębokości. Balaou musiał zostać na kotwicy ponad 2 Mile od portu na wyspie, bo dopiero w takiej odległości była minimalna bezpieczna dla niego głębokość, czyli 3 metry 😛 . Płyniemy więc pontonem do naszego celu…

Jelonek na kolumnie to symbol wyspy Elafonisos, której nazwę można przetłumaczyć właśnie jako wyspę jeleni 🙂 .

Tego nie udało się nam rozszyfrować… Skoro Elafonissos znaczy wyspa jeleni, to dlaczego mozaika przedstawia delfiny?… 😉 .

Po krótkiej wizycie w porcie, prawdę mówiąc po zakupy, wróciliśmy na Balaou i ulubioną sałatkową kolację 🙂 .

Zachód słońca nie zapowiadał zmiany pogody… a liczyliśmy na nieco więcej słońca, bo przy nurkowaniu do zatopionego miasta byłoby bardzo wskazane więcej światła 😉 .

Ta mała wysepka nazywa się Petri (lub Petra). Ona i ciąg skałek wystających z wody i tuż pod wodą są śladem katastrofy naturalnej sprzed ok. 3600 lat. Trzy następujące po sobie potężne trzęsienia ziemi spowodowały obniżenie tej części brzegu Peloponezu, w wyniku czego port i miasto zwane dziś Pavlopetri (starożytna nazwa nie jest znana) znalazło się 3-4 metry pod wodą.

Na lądzie wciąż są widoczne pozostałości osiedla położone nieco wyżej, dzięki czemu nie znalazły się pod wodą…

Prawdopodobnie są to wejścia do grobowców. Jak na miasto liczące sobie ok. 5-6 tysięcy lat, są to całkiem dobrze zachowane obiekty 🙂 .
Niestety część zatopioną miasta morze przez wieki przykryło grubą warstwą piasku… Co nieco można wypatrzeć i są to ewidentnie ludzkie twory, ale 99% zabudowań można zobaczyć tylko na trójwymiarowym modelu stworzonym przy pomocy skanerów, sonarów i najnowocześniejszych technik badania dna morskiego, dla nas niestety nieosiągalnych… 😛 . Sama jednak świadomość, że nurkowaliśmy tuż nad dachami domów, ogrodami i ulicami, gdzie czasem udało się nawet zauważyć fragment murów wystających z dna, była naprawdę bardzo, bardzo ekscytująca 🙂 .

Dzięki temu, że cały obszar w pobliżu Elafonisos jest słabo zamieszkany, właściwie nie ma tu żadnej turystyki, a morze ukryło Pavlopetri pod piachem, miasto pozostało przez tysiące lat w nienaruszonym stanie i jest absolutnym unikatem wśród podobnych obiektów na świecie 🙂 .

Wracamy cudnymi płyciznami na Balaou podziwiając niemal bezludne, niekończące się plaże i wciąż pod wrażeniem naszych małych, nurkowych odkryć 🙂 .

W planie było Porto Kagio (lub Porto Kayo) tylko 24 Mile na zachód od Elafonisos, ale przez nurkowanie do południa, dotarliśmy tam już po zachodzie słońca 😛 .

Porto Kayo leży niemal na samym krańcu Półwyspu Mani, środkowego „palca” Peloponezu 🙂 . Półwysep ten ma bardzo ciekawą historię i… reputację, o czym pisaliśmy dwa lata temu będąc tu po raz pierwszy 😉 .

Wody zatoki jest bardzo głębokie, a skaliste dno zwykle nie trzyma dobrze kotwicy… Na szczęście noc była niemal bezwietrzna, więc wyrzuciwszy 60 metrów łańcucha, mogliśmy spać spokojnie 😉 .

Wejście do zatoki jest stosunkowo wąskie, dlatego woda tu niemal stoi, nawet gdy na zewnątrz morze jest rozfalowane 🙂 .
Dopłynąwszy do Porto Kayo 18.października pokonaliśmy mniej więcej 1/3 drogi. Jak do tej pory sprzyjała nam pogoda, a przede wszystkim wiatr, który pozwolił osiągnąć każdy wyznaczony cel, mimo że jesienne dni są już trochę przykrótkie… Przed nami południowo-zachodnia i zachodnia część Peloponezu i Wyspy Jońskie. Te ostatnie budzą największe zainteresowanie, bo Peloponez zdążyliśmy całkiem dobrze poznać w ciągu ostatnich dwóch lat, natomiast Wyspy Jońskie były ledwo liźnięte podczas kilku pośpiesznych przepraw i wciąż kryją wewnątrz wiele tajemnic… W tym roku nie skończy się na obietnicach i dokończymy wreszcie eksplorację ostatniego jeszcze niezbadanego przez nas archipelagu greckiego 🙂 .
Żegluj z Sail Away! Rejsy pod żaglami po Morzu Śródziemnym fantastycznym jachtem Balaou to najlepszy sposób na udane wakacje
Leave a Reply