5.08.2013 Pierwszy przystanek Poros.
Wymiana załogi, sprzątanie, zakupy i drobne naprawy przebiegły na tyle sprawnie, że zaplanowaliśmy wypłynąć dzisiaj wcześnie. I właściwie się udało, bo oddaliśmy cumy przed ósmą rano. W porcie wiał silny wiatr, który szybko wydmuchał Balaou na otwarte morze. Anemometr pokazywał co chwila 30 węzłów, więc poza genuą, jacht nie niósł żadnych żagli, a mimo to płynęliśmy z zawrotną prędkością. To sprowokowało nas do dalekosiężnego i ambitnego planu – dopłynąć do Nafplionu. Niecałe 90 mil. Bagatela. 10 mil za Atenami, wiatr zamienił się w wicher z uderzający szkwałami o sile do 35 węzłów. Idąc ostrym baksztagiem nie byliśmy na szczęście narażeni na jego pełną moc. Na wysokości wyspy Aigina, w ten jakże charakterystyczny dla Grecji sposób, wiatr padł jak rażony piorunem. Nie dotrzemy do Nafplionu dzisiaj. Wybieramy więc plan B, czyli Poros. Prowadzi tam od SW malowniczy przesmyk, w którym trzeba uważać na rozległe płycizny.
Na miejscu wszędzie tłok, a nieliczne wolne miejsca cumownicze są pilnowane przez pracowników firm czarterowych. Po wyeliminowaniu kilku ryzykownych koncepcji cumowania, pozostaje nam poszukać gościnnej burty, przy której stanelibyśmy na cumach. Po kilku odmowach, usłyszeliśmy Yes od holenderskiej załogi na katamaranie. Cumujemy.
Cały czas czytam ten tytuł, że jest Casino w porcie Poros.
Może jest tam casino, aż tak dokładnie go nie zwiedzałem, nie wiem.
Ale tłok i ciasno to tam jest.
My staliśmy przy barach, tak jak się płynie dalej w przesmyk na wschód.