28.09.2013r. 36°27,12’N 028°13,67’E
Skoro świt, gdy słońce blado-różową poświatą ledwie zaznaczyło swoje miejsce nad horyzontem, zakłóciliśmy głęboką ciszę na kotwicowisku warkotem MarYana i chrobotaniem podnoszonej kotwicy. Dziś mieliśmy 42 mile do portu w Rodos, a zanosiło się na bardzo przyjemny rejs pod żaglami. Zapowiedziany w prognozie umiarkowany wiatr z kierunku zachodniego rzeczywiście oscylował w granicach 15-17 węzłów, a przy niewielkim falowaniu Balaou sunął niemal bezszelestnie w stronę wschodzącego słońca.
Wczesnym popołudniem przywitała nas panorama miasta Rodos z jej szerokimi, zatłoczonym plażami, hotelami, kasynami…
Mijając powoli długie łachy piachu ciasno wyścielane leżakami, ręcznikami, kocykami, najeżone kolorowymi parasolkami, wypełnione po brzegi plażowiczami, mieliśmy nieodpartą ochotę zawrócić na Cyklady.
Fakt faktem dzisiaj sobota, piękna pogoda, słońce wciąż przygrzewa, mimo że październik puka do drzwi, woda płytka i cieplejsza niż w niejednym basenie, więc gdzie, jak nie na plaży spędzić ten dzień?
Jeszcze nie straciliśmy z oczu plażowego zgiełku, a przed dziobem Balaou pojawił się zgiełk innego rodzaju, portowy. Ogromne cruisery i promy tłoczyły się przy pirsach, a pomiędzy nimi uwijały się holowniki pomagając niezgrabnym olbrzymom w manewrach portowych.
No i jesteśmy. W wejściu do portu niestrudzenie i niezmiennie od sześciu wieków pełni wartę fort św. Mikołaja…
… z wysokiego nabrzeża ponownie witały nas trzy wiatraki…
… a z kotwicowiska już machali do nas współlokatorzy na tę noc. Dziś, jak nigdy przedtem, nie było tu miejsca zbyt wiele.
Jutro przestawimy sie do mariny, ale tę sobotnią noc spędzimy sobie jeszcze na kotwicy. Ta decyzja miała kilka przyczyn, ale najważniejszą była względna cisza nocna z dala od nocnych barów w marinie, gdzie weekendowe imprezy trwają do rana. Wieczór faktycznie był tutaj spokojny, nie licząc oczywiście niekończącego się zamieszania z olbrzymami. Na otwartym morzu śmigają z prędkością 20-30 węzłów, ale w manewrach portowych są zaskakująco niemrawe i niezdarne.
Balaou kołysał się w półmroku, kierując dziób w przeciwną stronę, jakby chciał przemilczeć to co i nam zaprzątało myśli, gdy patrzeliśmy na ten zamęt. Statki przypływają i odpływają, tysiące ludzi pragnących zobaczyć te piękne miejsca schodzą i wchodzą po trapach jak mróweczki, autokary przywożą ich i odwożą z luksusowych hoteli i złocistych plaż… Tak właśnie wygląda wielki przemysł turystyczny. Jakież to dalekie od naszego rozumienia podróżowania… Mimo to, ci wszyscy ludzie wracają do swoich domów z głowami pełnymi wrażeń i wspomnień marząc już o kolejnych wyprawach. A my? My… jesteśmy w domu – na Balaou i na morzu. Po przepłynięciu 602 mil morskich po Cykladach już planujemy kolejną wyprawę, tym razem po Dodekanezie 🙂
Leave a Reply