25.09.2013r 36°25,01?N 025°25,54?E
Santorini Poranek w ustronnym, oddalonym od wszelkich portów i szlaków wycieczkowych zakolu krateru, był wyjątkowo cichy i… przesycony intensywnymi barwami. Promienie słońca wschodzącego znad krawędzi kaldery oblewały ciepłym światłem jej strome ściany, a niebo zdawało się prześcigać w intensywności koloru z morzem. Tylko miasteczko na skraju wyspy bieliło się niezmiennie, nie mieszając się w ten spór o niebieskość.
Na szczęście do samego rana nie pojawił się właściciel boi, przy której spędziliśmy noc. Mieliśmy też nadzieję, że nie pokaże się w czasie naszej nieobecności, bo wybieraliśmy się właśnie pontonem na wycieczkę do Oia. A wodując ponton zoczyliśmy naszego sąsiada z portu Adhamas na Milos – pięknego, granatowego dwumasztowca, który musiał przypłynąć tu w nocy i w dodatku pozwolono mu stanąć przy nabrzeżu dla statków wycieczkowych.
Ponton ma tę zaletę, że można sobie płynąć powoli, oglądając każdy szczegół w pejzażu i zaglądając w każdy zakamarek bez obawy, że zahaczy się kilem lub sterem o podwodne skały. Najlepiej jest zostawić jacht w bezpiecznym miejscu, a na szperanie przy brzegu udać się na pontonie. Tych zabawnych garaży i łódeczek nawet nie było widać z Balaou, a teraz mieliśmy je na dłoni.
Za cypelkiem ukazała się przystań u podnóża pionowej, czerwono-brunatnej ściany, na szczycie której rozsiadło się całą szerokością najbardziej tradycyjne miasteczko na Santorini – Oia.
Najbardziej oczywistą zaletą pontonu jest jego płaskodenność, dzięki której wpływa się wszędzie, nawet jeśli pod podłogą jest tylko pół metra wody. A w przystani, skąd mieliśmy zacząć wspinaczkę do Oia, było właśnie tyle albo mniej. Ale przynajmniej miejsc parkingowych było mnóstwo.
Wyspa Santorini jest najsławniejszą wyspą na Cykladach, a miasteczko Oia jest jej wizytówką. Turyści przyjeżdżają tu nie tylko na wakacje, ale nawet na jednodniowe wycieczki z Krety i Aten tylko po to, aby nasycić wzrok niesamowitym pięknem krajobrazu i niezwykłą urodą miasteczka. Oia jest zaliczana do dziesięciu najpiękniejszych miejsc na wyspach greckich.
Płynąc najkrótszą drogą przy skałach po raz n-ty ulegałam magicznemu czarowi wody. To jest silniejsze ode mnie – cykam fotki chcąc uchwycić coś ulotnego i niezwykłego w tej połyskującej w słońcu turkusowej cieczy, ale… efekt nigdy nie jest zadowalający.
Kamienne schody prowadziły długimi zygzakami w poprzek zbocza i dzięki temu nie były takie strome. Nie zmieniało to jednak faktu, że trzeba było pokonać 300 metrów w górę w prażącym południowym słońcu. Ale nagroda była sowita.
Istnieje teoria, że właśnie na Santorini narodził się zwyczaj malowania ścian domów na biało, a okiennic, drzwi i dachów na niebiesko, który potem przejęły wszystkie wyspy w archipelagu Cykladów. Narodził się on w czasach dominacji Tureckiej jako sposób masowej demonstracji narodowej przynależności. Później ta biało-niebieska kolorystyka domostw stała się inspiracją dla twórców flagi greckiej. Poczucie narodowej przynależności jest wszędzie podkreślane nawet dzisiaj, w wolnej Grecji. Zawsze w zasięgu wzroku można znaleźć dumnie powiewającą biało-niebieską flagę.
Idąc wąskim uliczkami wciąż się człowiek natykał na pełne wdzięku i uroku szczegóły architektury. Nie wiem dlaczego, ale zbyt często były to… drzwi.
Znaleźliśmy się chyba w najwyższym punkcie miasteczka, ruinach dawnego zamku, które w zadziwiający sposób stopiły się z murami kościoła, a panorama stamtąd zapierała dech…
Przy tym właśnie kościele, na tarasie widokowym zabezpieczonym kutym ogrodzeniem, znajduje się ciekawe miejsce nowego kultu. Nowożeńcy zapinają kłódkę na metalowych prętach jako symbol połączenia swoich losów na wieczność. Albo póki kłódka nie zerdzewieje… 😉 Już od kilkudziesięciu lat panuje moda na zawieranie związków małżeńskich na Santorini jako miejscu wyjątkowo pięknym i romantycznym. Mnóstwo par z całego świata przybywa na wyspę właśnie w tym celu. Kłódek jest po prostu zatrzęsienie. Nie przeglądaliśmy wszystkich, na niektórych były wygrawerowane tylko imiona, ale kilka z nich liczyło sobie ponad 20 lat i nieźle się trzymały w tym morskim klimacie.
Nie tylko kłódki zdobiły metalowe ogrodzenie, bo nie tylko nowożeńcy chcieli zaznaczyć swoją obecność tutaj. Na przykład zakochane pary zawiązywały na prętach kolorowe wstążeczki hołdując swojej miłości i tej niezwykłej, nowożytnej świątyni, gdzie padała niezliczona ilość wyznań, obietnic i przyrzeczeń. Z tego samego tarasu rozciągał się cudowny widok na miasto przycupnięte na krawędzi kaldery i zakole, w którym zostawiliśmy Balaou.
Już po pierwszym rzucie oka, po pierwszych kilku krokach, dołączyliśmy do niezliczonej rzeszy podróżników oczarowanych tym miejscem. I mimo wszelkich starań kilka fotek nie odda całego klimatu.
Oia i inne miasteczka na Santorini nie są bezpieczne. Wulkan, który rozerwał wyspę, wcale nie wygasł, jest tylko w lekkim uśpieniu. Codziennie daje o sobie znać w postaci delikatnych drgań mniej lub bardziej odczuwalnych i nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi poważniejsza eksplozja. Na przykład taka, jaka miała miejsce w 1956 roku, kiedy wulkan wywołał trzęsienie ziemi o sile 8 (na 9 możliwych!) w skali Richtera. Ślady trzęsień ziemi nosi wiele budynków w miasteczku.
Market, wbrew pozorom, nie jest zamknięty, a wręcz przeciwnie – jako jedyny w okolicy bardzo dobrze prosperuje. A strzaskana fasada, również wbrew pozorom, tylko przyciąga klientów. My zresztą też zrobiliśmy „małe” zakupy. Stamtąd był doskonały widok na drogę, która nas czekała za chwilę, z torbami…
Stojąc na skraju schodów zastanawialimy się czy lepiej zbiec, czy zejść, czy się jakoś sturlać?
A podczas, gdy po kilku zakrętach nasze pupy siedziały na murku, a w łydkach tworzyły się zakwasy, zobaczyliśmy gościa, któremu wszystkie te dolegliwości są obce. Mowa oczywiście o tym gościu na górze, bo ten pod spodem… jakby mógł to by pewnie wiele na ten temat powiedział 😉
Oooo… jak dobrze… widać już stajnię dla koników-pontoników, jeszcze tylko jeden zakręt…
Ależ to jest sprytnie pomyślane, żeby u kresu mozolnej wędrówki po pionowych ścianach, gdy pot już zalewa oczy, znaleźć się u wodopoju… no i przy paśniku 😉
Czy można dobrze zjeść na Santorini? Jasne! Kuchnia grecka jest uważana za jedną z najlepszych na świecie. Wykorzystuje się w niej dużo warzyw, owoców morza, serów i oczywiście wyśmienitych greckich win. Tym razem zastanawialiśmy się nad kleftiko – potrawą z mięsa jagnięcego i warzyw, ale w ten upał wybór padł na horiatiki, czyli wiejską sałatkę grecką, a na deser revani – pyszne ciasto z migdałami.
Aż nie chciało się ruszyć z krzesła… Tak tu sielankowo i przytulnie…
Ale rozleniwienie trzeba było jakoś pokonać i wracać na Balaou, bo przecież jeszcze dziś chcemy się przemieścić do innej zatoki na zewnątrz kaldery. Stamtąd będzie lepszy punkt startowy na wyspę Astipalea, która zamyka od wschodu nasz rejs po Cykladach.
Nie ma to jak cumowanie na solidnej boi solidną cumą do górnego ucha 😉