14.09.2013r.
Nie czuliśmy tego wiatru stojąc w Zatoce Vathy, ale ledwie opuściliśmy naszą kryjówkę porwał nas 20-węzłowy wiatr, który czasem wzmagał się do 25. Falowanie też nie było małe, odzwyczailiśmy się trochę od tego, ale za to prędkość nawet 9ciu węzłów dawała prawdziwą satysfakcję. Kurs na Amorgos.
Zmierzaliśmy dalej na północny- zachód, na wyspę Amorgos na Cykladach. Po około 30 milach i 5 godzinach osiągnęliśmy jej południowy brzeg. Wyspa jest skalista, a z wysokich klifów spadały na nas silne uderzenia wiatru. Po krótkiej walce zrzuciliśmy grota i dalej już wzdłuż brzegu wyspy ciągnęła nas tylko genua. Dzięki temu mogliśmy podziwiać z niewielkiej odległości powykręcane w procesie górotwórczym warstwy skał, uskoki i klify nurkujące pionowo do morza.
W skalnych ścianach woda wydrążyła groty imponujących rozmiarów.
Niezwykła surowość przyrody była prawdziwą barierą dla osadnictwa na Amorgos. Przez wieki była jedynie miejscem zesłań skazańców, a pierwszą szosę zbudowano dopiero w latach 90. XX wieku. Tę odludną wyspę upodobali sobie mnisi, którzy na stromym występie skalnym wznieśli wspaniały klasztor Panagia Chozowiotissa. Stoi tam jakby przyrośnięty do kamiennej ściany od 1088r., a biel jego fasady widoczna jest na wiele mil w morze. Klasztor, jak głosi legenda, założyli mnisi, którzy dotarli tutaj z Palestyny. Podobno tam właśnie istniał klasztor Chozova. Oblężeni przez niewiernych mnisi rzucili do morza świętą ikonę przedstawiającą NMP. Woda wyrzuciła wizerunek na brzegu Amorgos. W tym miejscu wzniesiono nowy klasztor, przy budowie którego wykorzystano jaskinie i naturalne ukształtowanie skały. Dziś liczący 50 pomieszczeń klasztor zamieszkuje ledwie dwóch, trzech mnichów, a największą atrakcją jest właśnie XI-wieczna ikona, dla której zbudowano ten klasztor .
I tak przyglądając się groźnej Amorgos opłynęliśmy jej południowo-zachodni cypel, za którym w odległości 1 mili znajdowało się nasze schronienie na dzisiejszą, baaardzo wietrzną noc – Zatoka Kalotaritissa. To zdumiewające, jak ta zatoka, chociaż przed wejściem huczy przybój, nagle daje poczucie bezpieczeństwa. Fale pchane z północy przez meltemi, łamią się na skałach przed wejściem do tego stopnia, że do jej wnętrza dociera już tylko minimalna martwa fala. Jeszcze większe zdumienie nas ogarnęło, gdy, po całym dniu niewidzenia żadnej jednostki pływającej, ujrzeliśmy w tym azylu ze dwadzieścia łódek i kuterków. A teraz i my się tutaj schroniliśmy.
Nikt się nie spodziewał takiego tłoku na tym kotwicowisku, skąd do najbliższej mieściny Bóg wie, jak daleko, stoi jedna szopa w stanie rozpadu, rośnie kilka drzewek przy kamienistej plaży i poza jednym rybakiem nie ma tu żywego ducha.
Zatoczka jest płytka, 3-5 metrów głębokości. Nasz kil ma 2,3 metra, więc niewiele wody pod nami. Na szczęście calutkie dno jest piaszczyste i nie ma ryzyka zawadzenia o jakieś skały. Amorgos słynie z niesłychanie czystych i cudownie błękitnych zatok. Kultowy dla płetwonurków film „Wielki błękit” był kręcony właśnie na Amorgos, a legendarny wrak „Olimpii? z jednej ze scen, znajduje się dosłownie rzut beretem od naszej zatoczki… My wprawdzie również bezdechowo, choć nie tak głęboko, zanurkujemy do naszej kotwicy i żeby przeczesać trochę okolice jachtu.
To jest kil naszego Balaou…
…. a to jest płetwa sterowa i śruba.
To jest nasza kotwica, dobrze wryta w dno.
A to jest jakaś inna, ale też fajna kotwica.
A to jest potencjalna kolacja.
Nie udało się dogonić kolacji… No cóż, będzie wegetariańsko. Za to przy pięknym zachodzie słońca 😉
To mnie zaskoczyło, że Amorgos była scenerią dla „Wielkiego Błękitu”. Aż chyba jeszcze raz obejrzę ten film 🙂