04.-19.11.2018 r. 14°28,12’N 060°51,90’W
To już inna pora roku i inny rejon świata niż nasza ukochana Grecja – to Karaiby, które odwiedzamy po raz drugi 🙂 Na Martynikę przylecieliśmy 3 dni przed rejsem, żeby tym razem mieć trochę czasu na jej zwiedzenie, a zwłaszcza rekonesans dostępnych portów i kotwicowisk 😀
Kotwicowisko przy Saint Pierre na północno-zachodnim wybrzeżu zdecydowanie się przyda 🙂
Miasteczko rozbudowało się na wąskim skrawku płaskiej powierzchni pomiędzy tropikalnym lasem a oceanem 🙂
Charakterystyczny dla tej części Karaibów brak dbałości o cokolwiek… 😛
Saint Pierre zostało założone w 1635 r. przez Pierre Belain d’Esnambuc. Aż do początku XX wieku było głównym ośrodkiem gospodarczym wyspy. Miasto uległo jednak całkowitemu zniszczeniu w wyniku wybuchu wulkanu Montagne Pelée 8 maja 1902 r. Z ponad 30 tysięcy mieszkańców ocalały tylko 3 osoby. Miasto zyskało sobie wówczas przydomek Grobowiec Karaibów.
To jedyna fotka ze wschodniego wybrzeża Martyniki w miasteczku Le Robert 😛 Wyjątkowo rzadko trafia się taki kierunek wiatru, by można było żeglować po wschodniej stronie Martyniki i cumować w tamtejszych portach czy zatokach.
Co innego w zatoce Les Trois Ilets w pobliżu Fort de France. Jest to bardzo zaciszne miejsce i prawdopodobnie nawet podczas huraganu bezpieczniejsze niż nie jeden port 🙂
Wiele jachtów stoi tu na kotwicy od dłuższego czasu, wyglądają wręcz na porzucone 😛
Zatoka Anse Mitan przy miasteczku Pointe du Bout – raczej ciasna i bardzo wietrzna 😛
Na tle wzgórza (i miasta Fort de France) już ledwie widać zrujnowane przez ostatni huragan molo, które nadal widnieje w locjach jako dobry przystanek z możliwością uzupełnienia wody 😛
Anse-a-l’Ane 🙂 Ta rozległa zatoka będzie dla nas o wiele bardziej przydatna 🙂
W dodatku jest tu szeroka, piękna plaża z palmami…
… i molo, gdzie można przycumować ponton 🙂
Małe stykające się ze sobą zatoczki: Anse Dufour z jasną plażą i…
… Anse Noire z czarną, wulkaniczną plażą 🙂
A tutaj podoba się nam najbardziej – Grande Anse d’Arlet 😀
W dodatku na molo można sobie dolać wody w razie nagłej potrzeby 🙂
To wyjątkowo malownicza zatoka z mnóstwem miejsca dla setki jachtów 😀
Nieco dalej na południe leży Petite Anse z małym, urokliwym miasteczkiem i charakterystycznym kościołem 🙂
Piaszczysta, biała plaża jest wielkim atutem tej zatoki 😀
Niestety słupki z przyłączami prądu i wody nie działają… 😛
Zatoka Sainte Anne – tak kończą jachty, gdy puści kotwica… 😛
Płycizny przy plaży Sainte Anne i piaszczyste dno sprawiają, że kolor wody jest tu jasno szmaragdowy – marzenie… 😀
Palmy jak z widokówek 😀
A to już nasza baza Le Marin 😀
Wieczór przed wypłynięciem najlepiej spędzić w portowym barze z żywą muzyką reggae, żeby łatwiej wczuć się w klimat 🙂
Załoga, jak widać, szybko się wczuła 😀
Zabawa w karaibskim stylu – każdy śpiewać i tańczyć może 😀
Gdy się przyleci tutaj z Polski w listopadzie, to każdy promień słońca jest na wagę złota 😀
Czas oddać cumy! 😀
Każdy jest na swoim stanowisku 🙂
Powoli wypływamy z Le Marin – jedynej, dużej mariny na Martynice 🙂
Ale nie wybieramy się daleko – zaledwie 3 Mile od portu, na kotwicowisko przy Sainte Anne, gdzie chcemy się nacieszyć ciepłem, słońcem i kąpielami 😀
Przepiękne miejsce na postój, taki mały raj na Ziemi 🙂
Desant na bajeczną plażę 😀
Tak właśnie wygląda pogoda tutaj – najpierw smaży słońce, potem leje rzęsisty (choć ciepły) deszcz, a potem można podziwiać tęczę… I tak wkoło przez cały dzień 😛
Załoga nie jest nastawiona na zdobywanie odległych zakątków Małych Antyli – planujemy bez pośpiechu przepłynąć sobie z Martyniki na Saint Lucia i z powrotem. Dziś właśnie wybieramy się do Rodney Bay na wyspie Saint Lucia – 25 Mil na południe od Sainte Anne 😀
Duże zachmurzenie na Karaibach to nie rzadkość 😛 Najważniejsze, że mimo to jest bardzo ciepło – temperatura nie spada poniżej 28 stopni 😀
Marigot Bay na wyspie Saint Lucia – kąpiel w ciepłym tropikalnym deszczu jest czymś niezwykłym dla nas 🙂
Kilka minut później słońce osusza katamaran i załogę 😀
Marigot Bay w pełnym słońcu 😀
Śniadanko i ruszamy dalej 😉
Tak się podróżuje wzdłuż brzegu Saint Lucia 😛
Soufriere Bay to chyba najpopularniejsza zatoka na Saint Lucia, a to z powodu wulkanów Petit Piton i Grand Piton 🙂
Samo miasteczko Soufriere nie jest zbyt atrakcyjne, w sklepie spożywczym drożyzna, a naciągacze na pomoście chcą kasę nawet za krótki postój pontonu 😛
Taka sytuacja: musieliśmy uzupełnić wodę na katamaranie – samozwańczy szef przystani pozwolił nam przycumować do pomostu, a potem sprzedał wodę ze stacji benzynowej (w której normalnie można sobie nalać wodę do kanistra za darmo) za swój miesięczny zarobek, po czym poprosił z poważną miną o dodatkową kasę za wypożyczenie od kolegi węża, którym dolał wody… 😛 Jeśli ktoś lubi takie klimaty, to Saint Lucia mu się spodoba 😉
Po południu do zatoki wpłynął wspaniały okaz żaglowca – Royal Clipper, pięciomasztowa fregata, której kadłub zbudowano w latach 80-tych XX.wieku w Stoczni Gdańskiej pod nazwą Gwarek. Wciąż jest największym żaglowcem na świecie 🙂
Wulkan Petit Piton – dla tego widoku tu jesteśmy 😉
Załoga wybiera się sprawdzić plaże bliżej wulkanu 🙂
A tymczasem zrobiła się kolacja 🙂
Homary tutaj je się kurczaki 😉
Obowiązkowo trzeba też spróbować owoców z pływającego straganu 😉
Następnego dnia musieliśmy wrócić do miasta, żeby zrobić odprawę celno-paszportową i znów dopadł nas naciągacz od pontonu 😛
Wreszcie stąd odpływamy – zabrakło nam już cierpliwości do tubylców 😉
Załoga zajęła strategiczne miejsca na podróż i w drogę! 😀
Za kilka godzin znów będziemy na Martynice, do której kulturowo chyba bardziej przystajemy 😛
Na noc zatrzymaliśmy się w Petite Anse – zatoczce, którą sobie upatrzyliśmy jeszcze przed rejsem 🙂
To jest życie! 😉
Kolejnego dnia przemieściliśmy się do innej, wcześniej sprawdzonej zatoki – Anse d’Arlet 🙂
Zatoka tak się spodobała załodze, że zostaliśmy tu na jeszcze jedną noc 🙂
Cały boży dzień spędziliśmy na opalaniu i snorkowaniu 😛
Sprawdziliśmy na przykład, czy kotwica dobrze trzyma 😉
A na podwodnym foto-safari „upolowaliśmy” m.in.rozgwiazdę i…
… ogromnego żółwia! 😀
Na tej szerokości geograficznej ludzie z północy, tacy jak my, niestety nie mogą wychodzić na słońce bez filtru 50 😛
No chyba, że o zmierzchu 😛
Rano zrobiliśmy mały desant na brzeg celem uzupełnienia prowiantu, ale większość czasu zajęło nam oczywiście uwiecznianie przepięknych „okoliczności przyrody”.
Niektórzy wręcz nie chcieli wracać na katamaran 😛
A Kapitan ze swoim nowym kumplem tylko siedział i patrzył, co my tu wyprawiamy 😛
Wreszcie ruszyliśmy dalej na północ Martyniki, do Anse-a-l’Ane 🙂
Nawet sam Kapitan się pofatygował, żeby przetestować tutejsze bary i plażę 🙂
Załoga też już znalazła najlepszą palmę w okolicy 🙂
Następnego dnia przyszedł ten czas – na powrót… 😛
Po drodze nocleg w znajomej Petite Anse 🙂
A rano kotwica w górę i ruszamy dalej… 🙂
Dziś, jak co dzień, nie mamy daleko, ale żagle zawsze opłaca się postawić 😉
I już stoimy na progu Le Marin, czyli w zatoce Sainte Anne 🙂
Zanim wrócimy do bazy Le Marin, mamy dość czasu na kąpiel tej w cudownie ciepłej wodzie 🙂
Męska część załogi wybrała się nawet na pobliską rafę na małe snorkowanie 🙂
Gonitwa za rybkami z aparatem nie jest łatwa, gdy fale nie pozwalają utrzymać kursu 😛
Ale niektóre okazy były warte tego wysiłku 🙂
Szkoda tylko, że nie potrafimy ich zidentyfikować z nazwy… 😛
Do mariny wróciliśmy przed zachodem słońca, zatankowaliśmy paliwo i… spakowaliśmy walizki. Nazajutrz czekał nasz 24-godzinny lot do domu, który mimo wszelkich uciążliwości nie przyćmił cudownych wspomnień i wrażeń z naszego rejsu 😀 😀 😀
Leave a Reply