30.08.2013 Do Lindos
Wietrzno było tej nocy, rozbiegany anemometr pokazywał często ponad 30 węzłów znaczy wiało 8 B, ale schowani za laguną doświadczaliśmy tylko wiatru, fale były niepozorne. Kotwica trzymała dobrze w piaszczystym dnie na 40 metrach łańcucha, choć jacht chwilami mocno myszkował. Rano ukazała nam się ponownie piaszczysta laguna, i niebo upstrzone latawcami do kite. Jesteśmy na Rodos.
Ledwie oderwaliśmy kotwicę od dna, a Balaou zaczął żwawo dryfować w stronę otwartego morza. Zapowiedzi GRIBa są takie, że spod górzystych brzegów Rodos może nam powiać nawet 30 węzłów. Stawiamy więc grota na trzech refach oraz solenta napinając nawietrzny baksztag. W takich warunkach, dwadzieścia mil będzie krótkim dystansem. Na wodzie nie spotykamy nikogo, ale w zatokach i portach jest tłoczno. W pobliżu niewielkiej samotnej skały Paximada natrafiamy na opuszczony materac wzywający pomocy?
Obowiązkiem każdej jednostki na morzu jest nieść ratunek każdemu kto o niego woła. Rozbitek został zabrany na pokład gdzie udzielono mu pierwszej pomocy.
Tymczasem wiatr, jak to w Grecji, padł niespodziewanie i wiało nam teraz od 3 do 5 węzłów. Po zrzuceniu żagli, obudziliśmy MarYana, który popchnał jacht do bliskiej już zatoki Lindos. Malownicze miejsce bez dwóch zdań.
W zatoce wiatr powrócił i szkwałami zaczął młócić wodę. Rzucona właśnie kotwica drapnęła raz czy dwa o skaliste dno, po czym chwyciła. Podobnie jak skipper na sąsiednim jachcie Aries Dream, schodzę pod wodę sprawdzić czego się trzyma nasza kotwa.
Jest dobrze – pług wciśnięty w szczelinę między dwiema skałami wygląda nie do ruszenia. Tak stoimy.
Leave a Reply